Przygotowując się do dzisiejszego wystąpienia natrafiłam na artykuł jednej z moich ulubionych psychoanalityczek Judith Mitranii. Chciałabym się z państwem podzielić przytoczoną przez nią anegdotą dotyczącą pracy z pacjentem, a sciśle rzecz ujmując jednego konkretnego wydarzenia, które stało się impulsem również do moich refleksji. Przed pierwszą przerwą w pracy terapeutycznej, pacjent przyniósł swojej analityczce prezent. Był to album fotograficzny, w którym powklejane zostały puste ramki zamiast fotografii. Każda ramka została opatrzona datą, mniej lub bardziej szczegółową. Datom towarzyszył tytuł, który miał charakter abstrakcyjny: wiszące, wyściełana cela lub więzy. Cztery boki fotograficznych ramek tworzyły zamkniętą przestrzeń, wyznaczały określone pole figury geometrycznej. Nie było jednak obrazu. Czy na prawdę go nie było? Można zaryzykować stwierdzenie, że był i nie był jednocześnie. Nie istniał obraz, w formie do jakiej przywykliśmy. Istniały jednak ramy, podpowiadające naszemu umysłowi, że istnieje przestrzeń, w której coś może się wydarzyć. Miejsce gotowe przyjąć wszystko co ma się wyłonić. Podpisy pod ramkami dawały impuls kolejnym pytaniom. Co wisi i gdzie?, przez kogo zostało powieszone?, a może zawisło samo, lub zostało do tego przymuszone? Jaki kolor ma cela, czy jest zimna, czy może wyściełana pluszem? Widzimy zatem, że choć zerkamy na pustą przestrzeń, to równocześnie od razu zapełniamy ją swoimi fantazjami. Podobnie myślę o settingu analitycznym. Jest ramą, której wnętrze czeka na bycie wypełnionym. Podstawowym warunkiem tworzenia jest przecież konieczność odnalezienia „pojemnika”, który obejmie i użyczy miejsca pojawiającym się aktom kreatywności. W sztuce może to być muzyczna pięciolinia, bryła gliny lub kartka papieru. Analityczny setting oferuje pacjentowi specyficzną żywą ramę, w której możliwym staje się wyłanianie wcześniej niereprezentowanych doświadczeń. Jest coś niezwykłego już w samym tym terminie, który językowo oznacza oprawę, umieszczenie, tło. Coś co nie istnieje na pierwszym planie, lecz zakulisowo „trzyma” dzieło w całości. Jednocześnie próżno szukać tego teoretycznego terminu w słowniku psychoanalizy. Autorzy anglojęzyczni stosują terminy takie jak „procedury praktyczne” lub „sytuacja psychoanalityczna” - rozpiętość definicyjna waha się zatem od sensu redukcyjnego, obejmującego jedynie środki techniczne, do podejścia tak rozległego, że traci swoją funkcję wyjaśniającą. Winnicott pisał o analizie, że jest tym, co jesteśmy w stanie robić, gdy osiągnęliśmy już etap zdobywania podstawowej techniki. Zastanawiałam się nad jego słowami i doszłam do wniosku, że można je rozumieć również jako postulat pracy nad uwewnętrznieniem settingu. Jest to ta część szkolenia psychoanalitycznego, z którą każdy adept musi zmierzyć się sam. Znamy przecież techniczne zalecenia. Dotyczą one długości i częstotliwości sesji, sposobu opłat, korzystania z kozetki, wskazówek dotyczących wstrzemięźliwości terapeuty, rozumianej jako niestawanie po żadnej ze stron skonfliktowanego aparatu psychicznego. Wydaje się jednak, że gdyby pozostać jedynie przy takiej definicji, to mielibyśmy do czynienia ze zbiorem stosunkowo prostych reguł, które w dodatku swoją ostrością mogą budzić sprzeciw. Gdybyśmy poszli jednak za myślą Winnicotta, to moglibyśmy dojść do wniosku, że to co stanowi punkt wyjścia dla zewnetrznego zbioru reguł, to wewnętrzny setting analityczny. Jest to taki obszar umysłu analityka, gdzie rzeczywistość jest definiowana przez nieświadome znaczenie symboliczne. Parsons pisze o tym, jako o koniecznym „akcie wiary w nieświadomy proces”, a Dana Birksted-Breen podkreśla, jak ważna jest równomiernie unosząca się uwaga analityka, będąca odpowiedzią na proces kojarzenia po stronie pacjenta. Kompetencja ta połączona z bionowskim reverie oraz powstrzymywaniem się od aktywności, stwarza przestrzeń, w której może mijać czas niezbędny do przekształceń i wyłaniającego się rozumienia. Wnętrze ramy pulsuje zatem, nawet wtedy, gdy nic jeszcze nie wyłoniło się w jej środku. Flegenheimer powiedział o settingu: Jest jak ciemność w kinie, jak cisza w sali koncertowej.. (“The setting is like the darkness in a cinema, like the silence in a concert hall …”.). Rozumiem, że w pewnym sensie jest zatem czekaniem. Gdy zaglądam jeszcze raz do albumu, który ofiarował Mitrani jej pacjent, przychodzi mi do głowy to, co o fotografii napisała Susan Sontag: każda fotografia jest wieloznaczna (…) oto powierzchnia. A teraz pomyślcie, a raczej wyczujcie to, co się pod nią kryje, jaka musi być rzeczywistość, jeżeli tak wyglada. Spójrzmy zatem co może pojawiać się w fotograficznym kadrze, gdy obiektyw skierujemy w stronę analitycznego settingu.
Plac zabaw
W jednym ze swoich esejów Olga Tokarczuk za Diotymą i Platonem, opisuje krainę Metaksy. Stanowi ona dla niej przestrzeń „pomiędzy”, nie jest to pusta kraina, lecz coś co łączy rzeczywistość dwóch przeciwieństw. Tajemnicza realność będąca paradoksalnym obszarem gdzie nachodzą na siebie znaczenia, wymykając się radykalnemu podziałowi albo-albo. To ostre rozróżnienie, jak pisze noblistka charakterystyczne dla nowoczesnego scjentyzmu, kazało nam decydować czy coś jest zewnętrzne czy wewnętrzne, subiektywne czy obiektywne, prawdziwe lub zmyślone. Wydaje się, że przezwyciężyć ten dualizm może coś, co charakteryzuje właśnie krainę Metaksy, tzn kategoria „jak gdyby”. Jej istotą jest wskazywanie na sferę gdzie : wszystko istnieje w paradoksalny, niewykluczający się sposób, gdzie zarysy świata falują i pozostają wciąż w stanie in statu nascendi, gdzie wszystko może się zdarzyć Można powiedzieć, że kraina Metaksy to trzecia rzeczywistość. Do podobnego konstruktu odwołuje się w swoich pracach Winnicott mówiąc o przestrzeni potencjalnej i zachodzącej w niej zabawie. Jasno zaznacza on, że zabawa potrzebuje swojego miejsca i czasu, jednocześnie będąc aktywnością, która nie zachodzi ani w świecie zewnętrznym ani wewnętrznym lecz właśnie: pomiędzy. W swoim artykule Winnicott stawia tezę, że psychoterapia ma miejsce tam, gdzie zachodzą na siebie dwa obszary bawienia się: ten który należy do pacjenta i ten, który należy do terapeuty-, a zdolność do zabawy łączy z pierwotnymi doświadczeniami będącymi udziałem matki i dziecka. Zaufanie do matki stwarza tu coś w rodzaju przejściowego placu zabaw (…) umożliwia dziecku korzystanie z doświadczeń, których podstawą jest mariaż wszechmocy procesów wewnętrznych z kontrolą jaką dziecko sprawuje nad rzeczywistością. Podobnie pisze o tym Piaget który pięknie opisał scenę bawiącego się dziecka, które nie wyobraziło sobie jeszcze dojrzałej granicy między sobą a innymi. Bawiąc się dziecko mówi, a: To, co mówi, nie wydaje mu się być skierowane do niego samego, lecz jest otoczone poczuciem obecności, tak że mówienie o sobie lub rozmawianie z matką wydaje mu się jednym i tym samym. Wydaje się, że opis ten oddaje również to, co dzieje się na sesji. Pacjent zatopiony w procesie wolnych skojarzeń, mówi do siebie, do analityka, a być może mówi, gdyż jest zatopiony w obecności. Tym co przynależy do zdrowia jest właśnie zabawa, a jak pisze Ostow aktywność ta jest sednem tego co wydarza się w trakcie sesji psychoterapeutycznej. Zauważa on: Procedurę analityczną z punktu widzenia pacjenta można porównać do zabawy w tym sensie, że nic, co pacjent mówi, nie ma dla niego żadnych „rzeczywistych” konsekwencji. Przez cały czas trwania sesji żyje w wymyślonym świecie, w którym nie ponosi odpowiedzialności moralnej za wszystko, co mówi, a jego fantazje i marzenia są traktowane poważnie. Można powiedzieć, że pacjent w trakcie sesji doświadcza chwilowo wolności od ograniczeń rzeczywistości, takich jak logika, porządek czasu, związki przyczynowo skutkowe. Nie jest to jednak wolność całkowita, każda zabawa ma bowiem swoje reguły- w przeciwnym razie zamieniłaby się w chaos. Tak rozumiane reguły określa właśnie analityczny setting. To dzięki niemu wiemy, że wchodząc na sesję/plac zabaw, przekraczamy granicę, która mówi nam, że rzeczywistość, z którą spotkamy się w środku, działa inaczej niż rzeczywistość na zewnątrz. Dialog analityczny potrzebuje zamknięcia, aby zaznaczyć, że to, co dzieje się w jego wnętrzu, będzie miało inny status i będzie rozpatrywane z innego punktu widzenia, niż to, co dzieje się na zewnątrz. Pacjenci odkrywają, że bez względu na to, jak bardzo mogą być przytłoczeni własnymi emocjami lub jakkolwiek oburzające i irracjonalne rzeczy mówią, nie muszą tego cenzurować ani powstrzymywać, ponieważ otoczenie analityczne bezpiecznie oddziela to doświadczenie od reszty ich życia. Setting chroni zatem i pacjenta i analityka, jest odpowiednikiem macierzyńskiego „trzymania”. Analityczna diada bawi się zatem w chowanego, wojnę, romanse i kuglarskie sztuczki.
Pole, na którym rosną sny
Koncepcja pracy śnienia zaproponowana przed Biona jest niezwykle ważna, również dlatego, że w charakterystyczny sposób ustawia pryzmat patrzenia na to, co wydarza się w trakcie analitycznej sesji. Bion wychodzi od tezy, że ludzka osobowość zawiera wrodzony zestaw operacji umysłowych. Dzięki nim możliwa staje się świadoma i nieświadoma praca nad emocjonalnym doświadczeniem. Jedną z takich aktywności umysłowych jest właśnie śnienie, które według Biona zachodzi zarówno podczas snu, jak i w stanie czuwania. Tak rozumiane śnienie zawiera w sobie komunikację rozumianą jako wzajemne twórcze przenikanie się uczuć, fantazji, i różnych aspektów umysłu, zarówno przedświadomych jak i świadomych. Według Ogdena, pacjenci zgłaszają się na psychoanalizę dlatego, że ich zdolność do śnienia jest zablokowana. Nie potrafią śnić, tzn świadomie i nieświadomie „pracować”, nad swoimi emocjonalnymi stanami. Trochę jak w wierszu Szymborskiej, która pisze:
śni mi się, że wyciągam rękę po słuchawkę
tylko ta słuchawka
nie taka jak była
stała się ciężka
jakby do czegoś przywarła
w coś wrosła
coś oplotła korzeniami
musiałabym ją wyrwać
razem z całą Ziemią.
Może ta zbyt ciężka słuchawka to właśnie niezdolność do komunikowania swoich niewyśnionych i przerwanych snów? W kontekście przywołanej teorii Biona rolą analitycznego settingu jest stworzyć taką przestrzeń, w której może pojawić się śnienie. By było to możliwe, spróbujmy pomyśleć o procesie analitycznym jako o intersubiektywnej relacji, w której każdy z jej uczestników jest określany przez drugiego. Analityk i pacjent tworzą wspólnie strukturę, niekiedy nazywaną polem intersubiektywnym. W tej przestrzeni ma miejsce to co Freud nazwał dwukierunkową komunikacją między nieświadomością a nieświadomością. Pole nie jest prostą sumą treści wnoszonych przez pacjenta i tych wnoszonych prze analityka. Jest „trzecią” jakością, gdzie sen jest śniony właśnie ze wspólnie generowanego pola. Pięknie pisze o tym Ferro: Proponuję, aby sesja analityczna przybrała formę snu umysłów, w którym pojawiają się różne historie pochodzące z różnych miejsc i czasów, są oddzielane i nakładane na siebie. Wspólne doświadczenie polega na tym, że pozwala się krążyć stanom emocjonalnym, afektom, myślom i postaciom, razem z analitykiem (który również jest częścią pola). Analityk gwarantuje i chroni otoczenie oraz promuje senny typ aktywności w parze analitycznej. Z tego punktu widzenia pole analityczne jest „nienasyconą poczekalnią”, w której emocje, protoemocje i postacie trwają, dopóki nie można ich poprowadzić ku swojemu losowi, dopóki nie mogę zaistnieć w relacji lub strukturze. Meltzer określa cel psychoanalizy pisząc: musimy odkryć doświadczenie emocjonalne, o którym pacjent nie potrafi śnić i wyśnić je wspólnie z nim. Chciałabym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Doświadczenia emocjonalne, których pacjent nie potrafi śnić, to najczęściej najbardziej pierwotne, niezmentalizowane stany, przedwerbalne. Nie mamy zatem wtedy do czynienia z wypartym materiałem psychicznym. Raczej z takim, który nigdy nie zaistniał, - niewypartym nieświadomym. To rozróżnienie ma duże znaczenie dla techniki pracy. Kontaktując się z pierwotnymi stanami nie możemy polegać na sile interpretacji intelektualnych. Analityk korzysta zatem ze swojej intuicji, własnej zdolności śnienia oraz otwiera się na przeżycia które, pacjent projektuje, już nie na niego, lecz w niego. Bergstein za Bionem przytacza pogląd, że w pewnym sensie analitycy muszą potrafić wystawić się na doświadczenie szaleństwa. Przyjmując kontekst teorii pola, szaleństwo nie będzie udziałem tylko pacjenta, lecz w pewnym stopniu też analityka, ich wspólnym doświadczeniem. Myślę, że może to budzić niepokój. Takie podejście dosyć daleko odchodzi od tradycyjnego rozumienia terapii lub leczenia. Zakłada ono bowiem, że celem procesu terapeutycznego nie jest odkrywanie nieświadomych treści, lecz rozwijanie zdolności do śnienia oraz myślenia wcześniej nierozpoznawalnych myśli. Wydaje się, że to co zabezpiecza nas jako terapeutów, przed pogrążeniem się w „szaleństwie” nieświadomego to właśnie setting. Struktura, zarówno wewnętrzna jak i zewnętrzna pomaga analitykowi. Nawet gdy doświadcza on katastrofalnych stanów, może wynurzyć się z nich i wrócić do realności. Myślę, że samo to ma dla naszych pacjentów olbrzymią wartość. Doświadczają bowiem tego, że możliwym jest czucie swoich szalonych części, jednocześnie nie będąc przez nie zalanym.
Poza Kadrem
Podsumowując dotychczasowe rozważania, można powiedzieć, że niezależnie od tego w jaki sposób oglądać będziemy analityczny setting ma on funkcję chroniącą. Zabezpiecza analityka i pacjenta, oddzielając specyfikę ich relacji od pozagabinetowej realności. Czy to oznacza, że dajemy naszym pacjentom ułudę, tworząc świat, który nie istnieje? Tak sformułowane pytanie odsyła nas ponownie do pułapki ostatecznych rozstrzygnięć, o których pisała Tokarczuk. Czy świat analitycznej sesji rządzi się innymi prawami niż świat poza nią? Tak. Czy doświadczenia będące udziałem obu stron analitycznej diady są tym co nasi pacjenci znają z innych relacji? Odpowiedź znów jest twierdząca. Może tym co pomoże nam zrozumieć co dzieje się w procesie terapii jest Winicottowski termin twórczej iluzji. Jej duch wypełnia przestrzeń analityczną pozwalając obu uczestnikom procesu znajdować się w krainie pomiędzy. Swoje rozważania rozpoczęłam od przywołania obrazu albumu fotograficznego z pustymi ramkami. Jak starałam się Państwu opowiedzieć, choć istnieje wrażenie, że kadr jest pusty to jednak zapełniamy go nieustannie. Robią to nie tylko teoretycy, wielcy myśliciele, z pism których czerpiemy inspiracje. Robi to też każda analityczna para, „wymyślając” swoją psychoanalizę, wspólnie konstruując swoje analityczne pokoje do snucia myśli i zabawy. Niezależnie od tego czym wypełnimy kadr pozostaje zawsze pytanie, co znajduje się obok? Czego nie uchwyciliśmy, co nie zmieściło się na fotografii? Może odpowiedzi udziela nam Madeleine Baranger gdy pisze, że nieświadomość, nie jest tym co znajduje się pod spodem, lecz gdzie indziej. Może właśnie poza kadrem.
Ośrodek Psychoterapii
i Praktyk Rozwojowych
Ośrodek jest LGBTQIA+ friendly.
Niestety w tej chwili Ośrodek nie jest dostosowany do potrzeb osób z kłopotami z poruszaniem, znajdujemy się na 1. piętrze, bez windy. W razie potrzeby pracujemy online.
Melisa Maras
Nadia Kostrzewa
Psychoterapia psychoanalityczna, psychoterapia par i rodzin, szkolenia rozwojowe, konsultacje psychologiczne.
796810728
503008035
melisamaraspl@gmail.com
nadia.kostrzewa@gmail.com