Już Freud pisał o tym, że ego jest cielesne, jednak na bardzo długo psychoanaliza jakby pozapominała o cielesności doświadczenia procesu terapeutycznego. Trialektyka historii świata, pojęcie użyte przez Tamima Ansary’ego w książce Ludzkość. Historia, o jakiej nie mieliście pojęcia, dotyczy interakcji między trzema stronami, które generują nowe kombinacje: środowisko, narzędzia i język.. Na etapie pokwitania człowieka, zmianom podlegają różne sfery. Można rzec, że wszystko, co było znane, zmienia się: soma (przemiany biologiczne), psyche (zmiany psychiczne), polis (zmiany w sferze społecznej). Z kolei, żeby móc w ogóle być w świecie, postrzegać go, wyrażać, odbierać, pozostajemy w niezwykłej zależności od własnych ciał.
W psychoanalitycznym ujęciu dotychczas pojawiały się różne poszukiwania międzycielesnej faktury doświadczenia – Didier Anzieu, Esther Bick, Alessandra Lemma, Joyce McDougall i inni.
To właśnie Alessandra Lemma pisała o fantazji o stwarzaniu siebie (inaczej: rodzeniu siebie) i jej rozmyślaniom prawdopodobnie najbliższe będą moje rozważania. Lemma uważa, że „Ciało winno zakotwiczyć nas w rzeczywistości, a zwłaszcza uzmysławiać istnienie pary rodzicielskiej, która nas stworzyła i tym samym zostawiła ślad na „danym nam” ciele, przypominając o różnicach i ograniczeniach, z którymi musimy się raczej układać, niż omnipotentnie im zaprzeczać”[1]. W tym ujęciu „schemat cielesny” to doświadczenie cielesne, które nadaje znaczenie percepcji wewnętrznej – czyli istnieniu samego siebie w danej chwili. Chodzi o to, że ciało to nie tylko zbiór organów umieszczonych obok siebie w przestrzeni, alejest [on – ten schemat] horyzontem naszego doświadczenia[2],„który również jest nieustannie obecny przed jakąkolwiek określającą myślą”. Ujmując wprost – to, co cielesne – jest przedwerbalne.
Postrzeganie cielesności łączy dorobek Ewy Kobylińskiej-Dehe, która odwołując się między innymi do pojęcia międzycelesności odnoszenia się do siebie i świata, pisze, że „ciało nie jest po prostu sumą organów, ale całością wszystkich schematów i stylów: zmysłowych, ruchowych, emocjonalnych, poznawczych i społeczno-komunikacyjnych w ich aktualnych relacjach z otoczeniem i zarchiwizowanych odcinkach wcześniejszych interakcji”[3].
Naturalne jest więc, że takie właśnie interakcje odtwarzają się w relacji w gabinecie. Kobylińska-Dehe potwierdza to w innym swoim spostrzeżeniu:
„Jako klinicyści wiemy z doświadczenia, jak podstawowa jest zmysłowa komunikacja z naszymi pacjentami (…). Zjawisk przeniesienia i przeciwprzeniesienia nie da się pojąć wyłącznie wewnątrzpsychicznie. Odczuwamy je cieleśnie, wyrażamy mimiką i gestem, i w ten sposób odbywa się interakcja”[4].
Do podobnych wniosków doszła też Lemma, kiedy zaczęła opisywać własności ram, w których zachodzi proces psychoanalityczny:
„Wygląd fizyczny analityka, to, jak się czuje we własnym ciele i w fizycznej przestrzeni gabinetu – jak siedzi w fotelu, oddycha, porusza się po gabinecie, mówi, ubiera się itd. – należy traktować jako podstawowe właściwości sensoryczne settingu, wpływające na pełnienie przez niego funkcji pomieszczającej. Można stwierdzić, iż niektóre aspekty settingu są dosłownie ucieleśnione. Skinienie głowy lub spojrzenie, którym witamy pacjenta, sposób podnoszenia się z fotela pod koniec sesji stają się elementami rytuału czy też parametrów ram terapii, znajdujących wyraz w cielesnych >>znamiennikach<<. Wszystkie te aspekty stają się przewidywalnymi własnościami settingu”[5].
Można być ciałem i odczuwać to, czasami obce, ciało na wiele sposobów. Są relacje ja-ciało, moja cielesność, która mnie otacza, dotyka, ogranicza, ale też ta, która pozwala mi na dotyk, dotykanie świata, przetwarzanie i odbieranie bodźców,czucie, poznanie i poznawanie. Jest ciało, które jest obce, bo nigdy takie, jakie bym chciał, żeby ono było. Ale jestem też ciałem dla każdego innego człowieka, istoty, zwierzęcia, rośliny.
Jak to opisywał już Chirpaz „Całość organizmu [ludzkiego – M.M.], stanowi dla podejścia biologicznego związek ściśle zazębiających się, dokładnie skoordynowanych funkcji […]. Żywa komórka nie jest czymś bezwładnym – pobiera, przyswaja i wydala. Dzięki tej wymianie utrzymuje się przy życiu i sama buduje siebie [podkreślenie – M.M.]”[6]. Ten niezwykły obraz żywej komórki przywiódł mnie do połączenia, jakie istnieje między matką a płodem w jej brzuchu.
Wtedy możemy zobaczyć ciało, jako pojemnik też jako kontener, noszący dziecko, trzymający, by się nie rozlało. Jednak wcześniej jest ciąża i jakaś przedcielesność, niezwykła symbioza dwóch ciał, a raczej ciała w ciele. „Nawet w łonie matki dochodzi do przekraczania granic […]. Widzimy, jak [płód] aktywnie połyka i wydala, żuje, liże i ssie części ciała lub pępowinę, ziewa, naciska, kopie i oddaje mocz. Pojawia się nawet zdolność różnicowania – zauważono, że tempo przełykania dramatycznie rośnie, kiedy płyn owodniowy jest słodki i spada, gdy wstrzyknięto do niego substancję o gorzkim smaku”[7].
Pojęcie ramy analitycznej, settingu psychoterapeutycznego – to najogólniej ujmując, jakiś zespół reguł, które podtrzymują ciało-umysł pacjenta w procesie rozwoju podczas trwania psychoterapii (takich jak pora i miejsce odbycia sesji, czas trwania sesji, rodzaj płatności, sposoby wchodzenia/wychodzenia z gabinetu i wiele innych). Alessandra Lemma pisze o settingu jako o „niezbędnym tle procesu pomieszczania”.
Zanim przejdę do settingu jako ciało-łona-umysłu, Chciałabym zwrócić jeszcze uwagę na samo ciało.
Ciało to nie tylko to, co oglądamy, lecz też to, CZYM oglądamy, a także granica „mnie samego”. Marleau-Ponty pisał o le chair – jako tkance cielesności, żywym ciele cielesności i le corp – ciele przedmiotowym. Husserl rozróżnił od wewnątrz – Leib, z zewnątrz – Kӧrper, gdzie Leib to układ narządów, za pomocą których podmiot doświadcza świata, a Kӧrper to centrum, wokół którego pojawia się świat. Jeśli przyjmiemy, że ciało analityka jest stałą składową settingu, a pierwotne symbiotyczne zlanie się z obiektem służyć ma jako podtrzymanie równowagi psychicznej, by uruchamiać proces wyodrębniania się z symbiozy, można uznać, że setting jest psychoanalityczną formą matczynego łona.
Z kolei koncepcja łona wydaje się być spójna z faktem, że „pierwsze spostrzeżenia i fantazje mają charakter zmysłowy”, że są to często fantazje presymboliczne. Matka i płód w jej brzuchu są jednym ciałem, a jednak dwoma. Matka „karmi” swoimi wewnętrznymi płynami, a płód próbuje przekroczyć granice „łona” już od najwcześniejszych etapów swojego istnienia. Ciąża, jak proces terapii – może czasem zakończyć się przedwcześnie, trafić poza macicę. Ale matka w ciąży – ma w sobie przestrzeń na drugą osobę, a jednocześnie trzyma i musi karmić siebie samą, dbać o swoje ciało, które z nią zostanie po tym, gdy wyda na świat, urodzi swoje dziecko. Łono-umysł przyjmuje nowe treści, fantazje, koncepty i w twórczy sposób, trzyma i przekształca te idee. Jest to ogromny wysiłek – by wzrastający w tym łonie płód czy w settingu (pacjent) mógł rozwinąć się gotowy na odcięcie pępowiny.
Pacjent, jak płód, „zakłóca matki [analityka – M.M.] myśli, przerywa sen, zmusza ją do zmiany nawyków związanych z żywieniem, pracą, wydalaniem, odmienia kształtowane przez całe życie wzorce aktywności”[8], zdarzają się idealizacje i nadmierne lęki.
Wraz z rozwojem relacji między pacjentem a terapeutą, jak w przypadku ciąży, „czuła troska […] pogłębia się wraz z rosnącą wiarą [obojga] we własną zdolność do utrzymania ciąży, zapewnienia dziecku dobrych warunków do rozwoju, wydania go na świat i zaopiekowania się nim. W gabinecie, jak w ciąży „kobiecie [terapeucie] zdarza się błądzić myślami […], a do świadomości wdzierają się półświadome sny na jawie czy niepokojące myśli”[9].
Tytuł niniejszej sekcji - „Czuły narrator” to jest więc ten metaforyczny psychoanalityk, w przestrzeni „jak gdyby” rodem z Krainy Metaksy[10], natomiast pulsujący kontener, to pojemnik, błona, przez którą słychać „bicie serca” procesu pary terapeutycznej. Zupełnie jak pierwsze bicie serca dziecka w łonie matki, jako znak, że coś się tam w środku rozwija, że żyje własnym życiem, choć jeszcze ledwo dostrzegalne, czerpie z soków życia matki, by się urodzić.
Przykładem na rozumienie settingu jako otulającego pacjenta łona, może być ta krótka (poniższa) winieta kliniczna pracy z pacjentką:
Pacjentka przyszła do gabinetu z atakami paniki, tikami w postaci zrywania ramion/całego ciała, zalana psychotycznymi fantazjami, niezintegrowana, kompletnie nadwrażliwa na wszelkie bodźce, „bez skóry”, z „wnętrzem na zewnątrz”, odsłonięta, „surowa”, niesamodzielna. Każdy mój ruch, przesunięcie nogi, mocniejsze westchnięcie, czy dłuższe zamyślenie, sprawiało rozpad rzeczywistości w umyśle pani Em. Niezintegrowanie pacjentki objawiało się między innymi w szczegółowym relacjonowaniu weekendu, czy wszelkich wydarzeń w trakcie przerw ze szczegółami – jak to pisał Winnicot – „czasem musimy to interpretować jako potrzebę pacjenta, by być znanym we wszystkich kawałeczkach przez jedną osobę”[11]. Tak „zwykłe” doświadczenie w życiu niemowlęcia, nie istniało w przypadku pani Em. Byłam pierwszą osobą, która sesja po sesji „zbierała do kupy kawałeczki” pacjentki.
Tak jak wczesne, niezmentalizowane doświadczenia z życia prenatalnego, tak wczesne doświadczenia w gabinecie, mają wpływ na późniejszą kreatywność, żywość obiektu i całokształt powstającej właśnie relacji. Jednym z takich doświadczeń było, gdy przed każdym otwarciem lub zamknięciem okna, ostrzegałam pacjentkę o swoim nadchodzącym działaniu. Przypomina to sytuację, w której matka najpierw głaszcze swój brzuch, uprzedzając ruch, np. wstanie z łózka, czy nagły, zbliżający się hałas czy jak we wczesnej integracji ważna jest technika opieki nad niemowlęciem – „kiedy niemowlę ma ciepło, jest dotykane, kąpane, kołysane i nazywane”.
Wiele czasu zajęło, zanim, dzięki psychoanalitycznemu łonu, pacjentka mogła się ułożyć w fotelu, w ogóle oprzeć. Pamiętam, kiedy, zupełnie na początku procesu, zgodziłam się na sesję „awaryjną”, lecz pacjentka nie wstała na umówioną godzinę. Nie mogłyśmy się dograć, spałyśmy o różnych porach. Ona budziła mnie w nocy (na przykład pisząc wiadomości, niejako „wołając” o moją obecność), ja martwiłam się o brak jej „ruchów” nad ranem. Sytuacja ta zupełnie przypomina czas, w którym dziecko w łonie wybudza matkę ze snu swoimi ruchami, z kolei matka czuje zaniepokojenie, gdy przestaje na dłuższy czas czuć ruchy dziecka w ciągu dnia.
Ciąża dzieli się na różne okresy. Ujęłabym, że od czasu poczęcia – pierwszego kontaktu – telefonu, zapytania, wejścia do gabinetu – zagnieżdżenia, implantacja nastąpiła po długim czasie, gdy pacjentka była w stanie usiąść w fotelu, oprzeć się.
Ciąża, jak proces psychoanalityczny to moment, gdzie „kobieta, w której łonie dojrzewa dziecko […] Przez cały okres ciąży musi dzielić ciało z drugą istotą […]. [ Ta istota – M.M.] Zakłóca jej myśli, przerywa sen (…). Ciąża, jak proces toczący się w gabinecie, w ramie, w parze terapeutycznej, to sytuacja, która „zmusza do ciągłego rewidowania wzorców doznań zmysłowych i reprezentacji procesów sensorycznych”, wymyślania nowych kategorii opisu, odsupływania skomplikowanych fantazji.
Setting analityczny jest wobec tego wspierającą proces narodzin figurą, ramą, można powiedzieć„doulą”, która, gdy się odpowiednio dostosuje i ułoży, zapewnia wsparcie dla rozwoju i narodzin.
Dzięki tak rozumianej ramie analitycznej, połączone poprzez ciała i umysły matka i dziecko dzielą ze sobą intensywne przywiązania, liczne projekcje, internalizacje i identyfikacje, w których uczestniczą obie strony. Te istniejące w diadzie siły psychosomatyczne, zmysłowe i erotyczne, trwają potem całe życie. I tak, jak w przypadku pierwotnej relacji z matką, niektóre z tych więzi wzmacniają, inne przyczyniają się do bólu, zahamowania i niezadowolenia.
Należy też dodać, że dziecko rodzi się w głowie, a właściwie w głowie matki rodzi się określona wizja dziecka i siebie jako matki. Tak samo jest z nami, psychoterapeutami – kiedy do gabinetu trafia pacjent, mamy jego jakieś wstępne wyobrażenia, a dopiero potem, wkładając w to wiele wysiłku, możemy zacząć odkrywać, wraz z pacjentem, to, kim tak naprawdę on jest.
Żeby móc być z dzieckiem-pacjentem w tym procesie, a nie być tylko dla dziecka albo – by pacjent był dla nas, ważna jest – świadomość siebie, realizacja własnych potrzeb i przeżycie własnych uczuć i stanów.
Giusepe Civitarese w swoim tekście Nieosiągalne nieświadome pisze, że to właśnie „przez tworzenie głębokiej somatyczno-psychicznej więzi z pacjentem analityk może pomóc pacjentowi powiększyć zarówno sferę „do pomyślenia” i jego własny
psychiczny pojemnik (tj. proces tkania emocjonalnych nici, które będą w stanie
utrzymać przepływającą psychiczną zawartość), gdzie pojemnik i to, co
pomieszczane rozumiane są jako pozostające w dialektycznej relacji ze sobą,
porównywalnej do odwracalnej dynamiki figura/tło”[12].
Na dzień przed konferencją UAM, dopisałam jeszcze pewną refleksję.
Ostatnio obserwowałam scenę, w której dziewczynka przyszła do swojej matki, usiadła jej na kolanach i przytulała się. Widziałam, jak system nerwowy dziewczynki się uspokaja, napięcia w ciele znikają, oddech wyrównuje się. Dopiero po długim czasie zrozumiałam, dlaczego pacjentka, którą opisałam, tak bardzo pragnęła się do mnie przytulić, fantazjowała o przyjściu na kolana, a mnie realnie tak trudno było tego nie robić, choć patrząc na nią pragnęłam ją otulić i głaskać. Gdy niedawno przyszła w ogromnej rozpaczy, dotyczącej teraźniejszej sytuacji, ja nie mogłam dać jej żadnej dodatkowej sesji i bardzo się bała, że sobie nie poradzi, zapytała mnie o to, JAKI to zapach, tej świeczki w gabinecie. Pacjentka zawsze reagowała akurat na ten zapach, zapach peonii. Powiedziałam jej, jaki. Myślę, że pacjentka może trzymać w głowie zapach swojej analitycznej matki. Może się przytulić w głowie i, że ma realne doświadczenie głębokiej somatyczno-psychicznej więzi, doświadczenie przedwerbalne, ten zapach, wspomnienie ciepłego, pachnącego „ciała-łona-umysłu”.
Tak też rozumiem setting i to, co się „w nim” dzieje.
[1] Lemma A., Ciało w umyśle, Warszawa 2016, s. 34.
[2] Por. Marleau-Ponty M., Fenomenologia percepcji, Warszawa 2001, s. 111.
[3] E. Kobylińska-Dehe, Scena I pamięć ciała – o przekazach międzypokoleniowych, [w:] materiały konferencyjne XVII Konferencji Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychoanalitycznej “Przeciw milczeniu, które jest niewolą. Trauma trangeneracyjna” 2019, s.73.
[4] Tamże.
[5] A. Lemma, Ciało w umyśle. Rozważania o ciele w psychoanalizie i w programach telewizyjnych, przekł. M. Kruszyńska-Mąka, Warszawa 2016, s. 212.
[6] Chirpaz F., Ciało i egzystencja, [w:] Tegoż, Ciało, przeł. J. Migasiński, Warszawa 1998, s. 73.
[7] Raphael-Leff J., Ciąża. Kulisy wewnętrznego świata, Warszawa 2018, s. 24.
[8] Lemma, dz. czyt. S. 29.
[9] Tamże, s47.
[10] opisanej przez Olgę Tokarczuk.
[11] D. W. Winnicot, „Pierwotny rozwój emocjonalny”, 1945, s. 8 ,
[12] G. Civitarese, Nieosiągalne nieświadome, s.4-5, tłum [fragment z książki Truth and the Unconscious
Ośrodek Psychoterapii
i Praktyk Rozwojowych
Ośrodek jest LGBTQIA+ friendly.
Niestety w tej chwili Ośrodek nie jest dostosowany do potrzeb osób z kłopotami z poruszaniem, znajdujemy się na 1. piętrze, bez windy. W razie potrzeby pracujemy online.
Melisa Maras
Nadia Kostrzewa
Psychoterapia psychoanalityczna, psychoterapia par i rodzin, szkolenia rozwojowe, konsultacje psychologiczne.
796810728
503008035
melisamaraspl@gmail.com
nadia.kostrzewa@gmail.com