07 lutego 2023

Dorzeczne refleksje bydgoskie - Melisa Maras

Dorzecza, do – rzeczy, od -rzeczy, rzecz, rzeczowy, być urzeczonym, ODpływ, DOpływ.

Gdy psychoanaliza spotyka miasto. Nie wiem, co to znaczy. Wiem, że to nie do końca ma znaczenie, czy mówimy o Bydgoszczy, czy o innym mieście. Wiem, że gdy napotykamy psychoanalizę, dużo tych „dopływów” myśli może się zmienić. Tworzą się nowe połączenia.

SKĄD JESTEM?

Pomyślałam, że to dosyć odważne zgłosić się z referatem na Jubileusz 15- lecia istnienia Kujawsko-Pomorskiego Koła PTPP, będąc związaną z nim zaledwie od kilku lat. Jednak coś powoduje, że święto „istnienia” porusza głębokie rejestry – zarówno w przypadku obchodzenia pierwszych, jak i dziewiędziesiątych dziewiątych urodzin. Jakie to ważne, czuć jakąś przynależność, próbować określić swoją zbiorową tożsamość. Skąd jestem? Skąd to poczucie przynależności?

W Polskim Towarzystwie Psychoterapii Psychoanalitycznej przynależność ma swoje regiony, choć regionalne historie są kręte i różne. Jak każda tożsamość zbiorowa, trochę „wynika [ona] z mitów i realności wspólnych początków, ciągłości historycznej i realiów geograficznych, a także wspólnych czynników kulturowych […]”[1] i wielu innych.

Jesteśmy jedynym województwem, na terenie którego istnieją dwa Koła. Bydgoszcz to jedyne miasto w Polsce, z którego członkowie PTPP przynależą do różnych Kół. Przypomniało mi się, jak Vamik Volkan podczas konferencji Paranoidalna osobowość naszych czasów określił naszą cywilizację jako tą „poszukującą aktualnej tożsamości”, a także jak wspomniał, że tylko nam się wydaje, że mury upadły (tak jak upadek Muru Berlińskiego w 1989 roku). Tak naprawdę, płotów i murów jest coraz więcej (zarówno na osiedlach, jak i w naszych wnętrzach) i, że buduje się je na nowo, aby „na nowo określić tożsamość”[2].

Mój tekst powstał pod wpływem volkanowskich „poszukiwań aktualnej tożamości”, jest to próba opisu paranoidalnych nastrojów w zbiorowości mieszkańców Bydgoszczy w okresie międzywojennym, które wracają do nas współcześnie.

 

W tym celu fragmenty powieści „Most Królowej Jadwigi” Jerzego Sulimy-Kamińskiego osadzonej między innymi w dwudziestoleciu, zestawiam ze współczesnym doświadczeniem omawianego urbanalium. Są to, ze względu na bardzo krótką formę, zaledwie skojarzenia tkane, trochę, na potrzeby wodnych konotacji, ujęłabym, że popływane, z założeniem, że to, co w tekście i Bydgoszczy lokalne, staje się poniekąd uniwersalne i ponadczasowe.

Jak to opisał eseista Tomasz Sławek

„Wygląda więc na to, że w każdym mieście są dwa miasta: jedno, które odpowiada starannie wyrysowanym na planach przebiegom ulic […], i drugie – które odsłania się dopiero uważnemu spojrzeniu, w którym wspomniane regulacje ulegają znamiennym przemianom”[3].

Główny bohater bydgoskiej sagi, chłopiec Jerzy, opisuje świat, który go otacza (czyli Bydgoszcz przed- i międzywojenną), w sposób niekoniecznie zgodny z przekonaniami patriotycznymi, czy antysemickimi. Stara się być, zaryzykuję, neutralnym narratorem tamtejszych wydarzeń, swoistym psychoanalitycznym „okiem”. Czynnikiem wyzwalającym paranoję staje się czasem zwykłe wyjście na miasto, spojrzenie na sąsiada, a Bydgoszcz – Bromberg – Mały Berlin – nigdy nie była polskim monolitem. Raczej od zawsze polsko-niemiecka, choć i trochę żydowska. W dalszej części postaram się rozwinąć i połączyć zarysowane przed chwilą wątki.

 

"Jak pisał Zygmunt Freud, dla dziecka rodzice reprezentują szerszą społeczność. Dzieci przyswajają sobie rdzenną tożsamość zbiorową i uprzedzenia wobec Innego, identyfikując się z rodzicami i innymi ważnymi osobami w swoim środowisku”[4]. Gdy rodzi się dziecko, nie ma narzędzi, by radzić sobie ze swoim lękiem. Przeżywa głód, jak atak z własnych trzewi. Może się wtedy jedynie wydrzeć. Nie rozumie jeszcze, powiedzielibyśmy „nie łączy”, że jest głodne, ponieważ nie jadło, tak więc potrzebuje jedzenia. Dla tego niemowlęcia to lęk przed totalną katastrofą, przed unicestwieniem. Poza próbą dosłownego pozbycia się swojego napięcia – poprzez płacz, krzyk, ruch, podejmuje próby przywołania opiekuna. Jednak z czasem odkrywa, że nie wszystkie pojawiające się twarze, to twarze opiekujących się nimi osób.

Może to wzbudzać różne emocje i reakcje, rozpoczyna skomplikowane procesy psychiczne. Obcy staje się synonimem zagrożenia i niebezpieczeństwa. Niemowlę radzi sobie ze swoim poczuciem zagrożenia w różnoraki sposób. Niektóre z tych sposobów stają się częścią naszej tożsamości na lata, a ich przepracowywanie zajmuje naszej psychice sporo miejsca. Melanie Klein zapoczątkowała myślenie o relacji z „obiektami”, rozpoznając tak zwane „pozycje”: paranoidalno-schizoidalną, następnie depresyjną. Przy okazji obron paranoidalnych szczególne miejsce zajmuje projekcja i identyfikacja projekcyjna. W skrócie – niepożądane części self pacjenta zostają wyprojektowywane na zewnątrz lub umieszczane w jakimś obiekcie, a osoba, która projektuje – przekonana jest, że te niechciane aspekty właśnie tam się znajdują (nie, że ona je tam umieściła). Wiemy, że projekcje wynikają z niemożliwych do utrzymania w umyśle lęków.

Koncept myśli prześladowczych powstaje w umyśle po to, by móc zmierzyć się ze swoim poczuciem kruchości. Obronna „pozycja” projekcji wybawia z oskarżycielskiego sposobu postrzegania siebie, obciążając środowisko. Bardzo trudne okazuje się opracowanie uczuć związanych z przyjmowaniem rzeczywistości.

 

Spróbuję teraz opisać pewien paranoidalny klimat panujący w Xxleciu międzywojennym w Bydgoszczy.

 

BYDGOSZCZ

Bydgoszcz w przeddedniu wojny była miastem dopiero budzącym się do swojego rytmu życia , takim swoistym niemowlęciem, była miastem, które po wielu latach niewoli, odzyskało niepodległość – w kontekście swojej polskości. Jednak miasto zamieszkane było w większości przez Niemców. I to właśnie pod zaborem pruskim Bydgoszcz przeżyła swój najbardziej intensywny rozwój (budowa kolei z Berlina, Kanału Bydgoskiego łączącego miasto m.in. z Hamburgiem, Bremą i wiele innych). „Na początku XX wieku Bydgoszcz –pod względem infrastruktury nie odbiegała zbytnio od poziomu rdzennych miast Rzeszy, była dobrze utrzymanym miastem, czystym, słynącym z zieleni. Dziedzictwo architektury z tego okresu jest bardzo bogate i stanowi dzisiaj w coraz większym stopniu o atrakcyjności turystycznej miasta”.

Poczucie nieuchronności konfliktu tuż przed wybuchem II Wojny Światowej, wzbudzała podejrzliwość pomiędzy Polakami i Niemcami. Z jednej strony zarówno powieściowy Jerzuś, jak i paranoidalni polscy i żydowscy bydgoszczanie, mieli rację. W pierwszych dniach września 1939 roku doszło do masowych mordów na cywilnej ludności Bydgoszczy przez niemieckiego okupanta. Represje i akcja eksterminacyjna w Bydgosczy nazywana jest dzisiaj „Bydgoską Krwawą Niedzielą”. Choć, co ważne, jeszcze toczą się między polskimi i niemieckimi historykami spory o to, kto dokonał akcji dywersji – jedna z tez jest taka, że to „polscy mieszkańcy miasta pod wpływem antyniemieckiej propagandy urządzili volksdeutschom pogrom”[5].

Można rozumieć, że towarzyszący Polakom, Żydom i Niemcom paranoidalny lęk przed unicestwieniem, zrealizował się. Nie ma tylko pewności, po której ze stron realnie, po której za pomocą rozszczepienia i wyprojektowania niechcianych elementów własnej zbiorowości. To niezwykłe, że zbiorowy lęk prześladowczy i zbiorowe rozszczepienie na dobry i zły obiekt (idealizacja „swoich”) do dzisiaj zaburzają zdolność prawidłowego osądu. Zupełnie jak w opisywanych zjawiskach w psychice jednostki.

Sytuacja, w której brak jest przestrzeni pomiędzy. Jesteśmy tylko my i oni. Ten dobry i ten „zły”.

Jak bardzo jest to aktualne i jak bardzo ulega powtarzaniu, może świadczyć wydarzenie z ostatnich lat, gdy jeden z bydgoskich restauratorów nazwał swoją kawiarnię „Bromberg”, narażając się na krytykę wielu mieszkańców miasta, którym trudno było zrozumieć, dlaczego nawiązuje do historycznej, germańskiej przecież nazwy miasta. Podstawowy lęk paranoidalny polega na tym, że prześladowcze obiekty dostaną się do „naszego wnętrza” (ego), opanują i unicestwią wszystko, co jawi się jako idealne i nas samych[6]. Rozumiem, że germańska nazwa „Bromberg” wzbudziła we współczesnych mieszkańcach miasta jakiś głęboko ukryty lęk, może przekazywane przez pokolenia skojarzenie, że niemiecki szyld to już prawie hitlerowska propaganda?

Wracając do rzeki i dorzeczy.

Co wydaje się szczególnie ważne. Często zapominamy, patrząc na nurt, że poza danym biegiem rzeki, jest coś poza. poza tym , co widoczne, jest coś „w głębi”. Jest też coś obok.

Są wody powierzchniowe. Są wody gruntowe. Jak się okazało w 1997 roku przez Powodzią Tysiąclecia– nie tyle istotne było główne koryto Odry i jej dopływy, a wszystko to, co zadziało się pod spodem – w tzw. starym korycie, w okolicznych sztucznych zbiornikach, w tym co zostało dobudowane, zniszczone, oznaczone, pominięte. Nie inaczej było i jest u nas, nad Brdą.

 

DZISIAJ

Wspomniane napięcia między bydgoszczanami widoczne są we fragmentach powieści.

My dzisiaj znajdujemy się obok ulicy Gdańskiej, głównej ulicy naszego miasta. Powieściowy Jerzy obserwował Gdańską na kilka dni przed wybuchem II Wojny Światowej i bydgoszczanie zachowywali się następująco:

Złotą buławą salutują maszerujące oddziały. Bydgoszczanie klaszczą, skandują, wiwatują i machają chorągiewkami. Sypią się kwiaty, na przepocone mundury żołnierzy. Karabinki na plecach kawalerzystów, jak smukłe gitary, pobrzękują metalowym osprzętem. Jasno klangor ostróg przesyca miasto radosnym dźwiękiem. Dumnie jest i krzepko, a w piersiach szeroko. Maszeruje pułk piechoty. Przed nim orkiestra, a przed nią tamburmajor z tamburem. Grzmi blacha, dźwięczą czynele.

Podkreślone czasowniki wskazują na żywość doświadczenia, a także pełen ludzi radosny tłum, można by rzecz, świętujący swoją niepodległość. Wszystko brzęczy, sypie się, dźwięczy i grzmi. Jest głośno. Wszystko wydaje się być wesołe, rytmiczne. Opis nie wskazuje jasno podziału na polskich i niemieckich bydgoszczan. Jednak pod spodem, a także w innych fragmentach, rosną różnego rodzaju napięcia,, Polacy bardzo pragną mieć „swoje miejsce” na wyłącznosć. Jednocześnie, już wiadomo, że niektórzy Niemcy z premedytacją „coś szykują”, że zostają w Bydgoszczy bardzej lub mniej świadomie. Polaryzacja „my”, „oni”, „polski” kontra „niemiecki” zaczyna być odczuwalna w codzienności. Świadczyć może o tym kolejny cytat:

„I śpiewali sobie różne piosenki. „Wszystkie rybki”, „Hej hej komendancie”, „góralu” i „Waldes Lust”. I o to „Waldes Lust wszystko się właśnie rozbija. Ktoś obsmarował wujka Poszwę na kolei. Bo to już nie pierwszy raz, że parokrotnie były sygnały o tym niemieckim śpiewaniu […] jako pracownikowi kolei wujkowi nie wypada robić takiej propagandy i najlepiej będzie, jeśli wuja złoży podanie o przeniesienie gdzie indziej, między żywioł rdzennie polski. Tam, gdzie faktycznie miejsce jest jego jako Polaka i dobrego kolejarza[7].

obecność „wroga” zaczyna być odczuwalna. Dotychczas porządana róznorodnosć etniczna i religijna staje się pęknięciem. Wysotrzają się podziały. sytuacja się zmienia.

Testowanie rzeczywistości sprawia coraz więcej trudu. Wśród powieściowych mieszkańców Bydgoszczy pojawia się lęk i paranoja:

W zeszłym roku Hitler zrobił Austrii anszlus. W tym roku połknął Czechosłowację i sięgnął po Kłajpedę. A teraz na nas kły szczerzy. Trzeba mu patrzeć na palce, a tutaj, w Bydgoszczy, gdzie tylu Niemców, najbardziej należy się mieć na baczności. Lepiej dmuchać na zimne, niż gasić gorące. (..) Bo są meldunki, że Niemcy tu i tam broń gromadzą, egzecerunki po lasach, majątkach robią, radiostacje w kominach, stogach instalują. […] Co się pod podszewką kryje, nikomu nic nie wiadomo, bo podobno niektóre berlinki mają podwójne dna i takie różne cwane skrytki.

Do dzisiaj w różnych symbolach miasta widoczna jest pewna podwójność. Jest coś na wierzchu i coś, „pod podszewką”. Ciekawym przykładem może być rzeźba Przechodzącego Przez Rzekę, wyrzeźbiony mężczyzna, który mimo swych dwóch metrów wysokości, waży jedynie 50 kilogramów. Dzięki prawom fizyki został odpowiednio wyważony i balansuje na linie nad bydgoską rzeką Brdą w samym Centrum miasta. Jak podaje miejska strona „Sekret tkwi w nodze znajdującej się pod liną. Ona jako jedyna jest obciążona wewnątrz. Pozostałe cześći są puste w środku”. Ciekawe, czy Bydgoszcz starała się/stara wyważyć siebie odpowiednio, chowając/skrywając swoje „obciążenia” z przeszłości? Czy jest to taka współczesna „cwana skrytka”? Co to jest to puste w środku?

Rzeźbę powieszono nad Brdą w 2004 roku, kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej. Na linie umieszczono również jaskółkę, która ma mieszkańcom przypominać o Andrzeju Szwalbe (z niemieckiego: schwalbe – jaskółka), honorowym obywatelu miasta.

Już „Zygmunt Freud […] uważał, że można traktować miasto jak osobę, która jest trwającym bytem z własną historią. W wizualnym charakterze miasta można odtwarzać jej dzieje, opierając się na śladach w przestrzeni, które częściowo mogły zostać unicestwione, wyparte albo – wręcz przeciwnie – wyeksponowane. Na podstawie nawarstwiania tych elementów można spróbować zrozumieć, jak one się mają do aktualnej struktury miasta”[8]. Ciekawe, jakie skojarzenia przynosi Schwalbe pod postacią jaskółki w wizualnym charakterze współczesnej Bydgoszczy…

 

 

NOWE REFLEKSJE

Od próby badań źródłosłowia dorzeczy – czyli, inaczej, badania źródeł rzeczy słów, starałam się bardzo pokrótce opłynąć państwa po bydgoskich klimatach, ale samą mnie zaciekawiło, że przy okazji odniesień do współczesności, odniosłam się, do akurat Przechodzącego PRZEZ RZEKĘ.

Może to własnie taka próba przejścia przez coś bez utonięcia.

Może to próba balansu w przestrzeni pomiędzy. Może nawet trochę za wysoko.

DORZECZE to taki obszar, z którego wody powierzchniowe spływają do jednej głównej rzeki i jej dopływów. My dzisiaj odczytujemy tu, każdy swoją mniej lub bardziej Dorzeczną rzecz, swój dopływ, do UJĘCIA.

ileż tych wodnych konotacji.

Wszystko płynie.

 

PODSUMOWANIE

Trudno nam zintegrować swoje niechciane aspekty. Wszyscy mamy „obcego-wrogiego” w sobie, w swojej rodzinie, w swoich większych bądź mniejszych społecznościach. Każdy ma jakąś babkę z „niestąd”, która jednak nam coś „dała”, której kawałek w jakiś sposób zawieramy w sobie. Niestety nie zawsze czujemy się przez „babkę-z-niestąd” wzbogaceni, czasami czujemy się przez nią zagrożeni lub nawet ograbieni.

Dlatego te struktury na poziomie całych społeczności czy społeczeństw są kalką naszych własnych, jednostkowych. Na początku wspomniałam, że to, co lokalne, często prezentuje smutne prawdy uniwersalne i tak, Jak mówił Vamik Volkan „kiedy wiele jednostek czuje – świadomie lub nieświadomie – że ich tożsamości zbiorowej coś zagraża, autorytarny przywódca, w celu utrzymania władzy, zwiększa w ludziach poczucie, że są ofiarami […] taki rozwój wydarzeń zwiększa paranoidalne nastawienia i uprzedzenia wobec „Innego” (również wobec rodaków”.

Wiele tekstów dotyczących paranoidalnych konstrukcji odnosi się do rozszczepienia, podzielenia świata (zew. i wew.) na tzw „obozy”, które według Hanny Segal „trzymają się w szachu poprzez groźbę destrukcji”[9]. Michał Łapiński powiedział, że „Dla psychoanalityka szczególnie zakłócające jest obserwowanie procesu zniekształcania prawdy oraz ataków na same pojęcia: prawdy, uczciwości, tolerancji”. Segal z kolei nawoływała do podejmowania wysiłków, by zachować i próbować przywrócić tzw. „zdrowy rozsądek” – zarówno u pacjentów psychotycznych , jak i w kontekście globalnym. Dzisiaj dodałabym, że również – lokalnie.

 

Pewnie warto zadać sobie pytanie, czy pomimo nieustającego przymusu powtarzania, jesteśmy w stanie przejść nad rzeką dotychczasowych zdarzeń. Czy „obozy” znajdują się po różnych stronach rzeki trzymane we wspólnych groźbach destrukcji? Czy możemy wzrastać, współistnieć, rozwijać się? Myślę, że tak. Możemy zostać na brzegu lub wziąć tę ‘nieswojską‘ „babkę-z-Niestąd” za rękę i płynąć dalej.

 

 

[1] Vamik Volkan, Tożsamość zbiorowa, Kim jesteśmy teraz?... s, 7.

[2] Tamże, s. 12.

[3] T. Sławek: Miasto. Próbazrozumienia. W: Miastow sztuce – sztuka miasta. Red.E. Rewers. Kraków 2010,s. 28

[4] Tamże.

[5] http://www.1939.pl/zbrodnie-wojenne/krwawa-niedziela-w-bydgoszczy/index.html

[6] Por. H. Segal, Wprowadzenie do teorii Melanie Klein, s. 49.

[7] S.154.

[9] Za: M. Łapiński, konferencja paranoidalna osobowość naszych czasów, materiały konferencyje 2019, s.60.

W PROCESIE

Ośrodek Psychoterapii

i Praktyk Rozwojowych

 

 

 

 

 Ośrodek jest LGBTQIA+ friendly. 

Niestety w tej chwili Ośrodek nie jest dostosowany do potrzeb osób z kłopotami z poruszaniem, znajdujemy się na 1. piętrze, bez windy. W razie potrzeby pracujemy online.

Melisa Maras

 

Nadia Kostrzewa

 

Psychoterapia psychoanalityczna, psychoterapia par i rodzin, szkolenia rozwojowe, konsultacje psychologiczne.

796810728

503008035

melisamaraspl@gmail.com

nadia.kostrzewa@gmail.com